U cioci na imieninach, czyli dlaczego powiedzenie „w Twoim wieku miałem już mieszkanie” to bujda na resorach.
Oczywistym faktem jest, że mieszkalnictwo w okresie PRL było zdominowane przez spółdzielnie mieszkaniowe. Osoby które miały ten niewątpliwy zaszczyt uczestniczenia w spółdzielczym rozdziale zasobów mieszkaniowych w okresie Polski Ludowej, doskonale wiedzą jak wyglądało „zdobywanie” mieszkania- zarówno w teorii, jak i praktyce. Ci, którzy urodzili się nieco później, mają okazję zaczerpnąć tej wiedzy z poniższego tekstu. A także mają okazję dowiedzieć się, jak ich wujkowie i dziadkowie „zdobywali” mieszkania w czasach komunistycznych.
To jak to faktycznie było z tymi mieszkaniami?
Spółdzielcza droga do mieszkania
Mimo tego, że niektóre zasady przyznawania spółdzielczych mieszkań różniły się nieco w zależności od okresu w którym się o nie ubiegano, to w zasadzie od początku budowy spółdzielczych lokali w 1956 roku pewne schematy zostały niezmienne aż do roku 1989- który jak wiemy, wprowadził nas w nową, demokratyczną rzeczywistość i spółdzielcze budownictwo w zasadzie przekreślił.
Jak wyglądała spółdzielcza droga do mieszkania?
Zatem, aby spółdzielcze mieszkanie otrzymać, należało przede wszystkim:
– zapisać się w spółdzielni na listę tak zwanych „oczekujących”
– wpłacić wymagany wkład własny, który wynosił od 5 do 30 procent wartości mieszkania ( w zależności od okresu). Resztę pokrywało państwo, najczęściej zadłużając się u zagranicznych instytucji
– cierpliwie czekać (średnio kilka lat, w skrajnych wypadkach nawet kilkanaście) na przydział i odbiór mieszkania
Oprócz standardowej procedury, istniały także czynniki sprzyjające szybszemu otrzymaniu wymarzonego lokalu. Była to na przykład trudna sytuacja rodzinna, materialna, życiowa, ale też i przynależność do grupy zawodowej szczególnie cenionej przez ówczesną władzę, jak np. górnicy czy funkcjonariusze milicji obywatelskiej.
Tyle w teorii.
Czas na praktykę. Patologie przy rozdziale spółdzielczych mieszkań.
W praktyce, najszybciej otrzymywali mieszkania ci, którzy albo mieli znajomości w spółdzielni, albo byli kierownikami czy inżynierami na budowie, członkami PZPR, albo byli po prostu… łapówkarzami. Brzmi jak oskarżenia bez pokrycia? Według ustaleń badaczy zajmujących się polityką mieszkaniową PRL, patologie przy rozdziale mieszkań stanowiły chleb powszedni. Przykładowo, w roku 1980 zaledwie 33 procent mieszkań zostało przydzielonych w ramach „oficjalnych” list oczekujących. Szerzej o tym piszę w tekście będącym fragmentem jednej z moich prac naukowych na temat polityki mieszkaniowej, który znajdziesz tutaj: https://dlnnieruchomosci.pl/realne-dzialania-polakow-w-celu-uzyskania-mieszkania-w-polsce-ludowej-patologie-zwiazane-z-dystrybucja-mieszkan-okresie-prl/
Co z tego wszystkiego wynika?
To, że jeżeli komuś udało się uzyskać mieszkanie w spółdzielni mieszkaniowej w okresie Polski Ludowej, oznacza ni mniej, ni więcej jak fakt, że:
a. Zostało ono nabyte na ćwierć, lub nawet mniej wartości budowy mieszkania. Reszta została wybudowana za kredyt, który zaciągało państwo. I który to reszta społeczeństwa spłacała aż do drugiej dekady XXI wieku (o czym za chwilę)
b. Jeżeli zostało ono zdobyte w relatywnie krótkim czasie, było wyjątkowo korzystne w porównaniu do innych lokali, bądź wyjątkowo duże- uzyskane zostało prawdopodobnie dzięki wykorzystaniu znajomości, konszachtów, członkostwie w PZPR, czy mówiąc wprost- łapówek. I to nie jest teoria spiskowa, tylko udokumentowane fakty
Dlatego też pewnego rodzaju duma przemawiająca przez wszystkie osoby będące beneficjentami spółdzielczych mieszkań (obecnie w wieku senioralnym), podkreślających na każdym kroku, że w wieku na przykład dwudziestu kilku lat „samodzielnie zdobyły mieszkanie” jest wyjątkowym nieporozumieniem. Wyjątkowym, bo po pierwsze za owe mieszkanie płaciło się zaledwie marny procent wartości budowy. Całą resztę fundowało państwo, które budowało te mieszkania „na krechę” zadłużając całe pokolenia. W ramach małej lekcji historii warto tylko przypomnieć, że kredyty najzdolniejszego 🙂 dewelopera w polskiej historii- Edwarda Gierka- zaciągnięte w latach 70, zostały spłacone w…. 2012 roku. Naprawdę wymaga to komentarza? Dlatego też, drodzy beneficjenci spółdzielczych mieszkań pamiętajcie o jednej rzeczy. To my wszyscy: całe społeczeństwo, wasze dzieci i zapewne wnuki spłacały kredyt za Wasze mieszkania.
Co to oznacza dla nas dzisiaj?
Oznacza to, że wypominanie osobom z młodego pokolenia tego, że w wieku dwudziestu, trzydziestu czy nawet czterdziestu lat nie dorobiły się mieszkań na własność, jest wyjątkowym nieporozumieniem. Sądzę, że każda osoba w młodym wieku bardzo chętnie nabyła by mieszkanie za kilkanaście procent jego wartości. Niestety lub na szczęście- czasy Polski Ludowej minęły bezpowrotnie. Nabywamy mieszkania w kapitalistycznej rzeczywistości, w której 70% wsparcie państwa przy zakupie mieszkania jest po prostu nierealne- pomijając skrajności związane z wykupem np. lokali socjalnych.
Dlatego też dziwi mnie bardzo oburzenie osób z wieku senioralnym, często przedsiębiorców zajmujących się rynkiem nieruchomości, którzy strasznie narzekają na kolejne propozycje polityki mieszkaniowej. Argumentują oni, że za te programy pomocowe zapłacą wszyscy. A przepraszam bardzo, kto zapłacił za ich spółdzielcze mieszkania, często w centrach największych metropolii w Polsce? Podpowiem- między innymi ci sami ludzie, którzy teraz będą beneficjentami rozmaitych programów polityki mieszkaniowej, na przykład taniego kredytu 2%
Prawniczy margines.
Z prawnego punktu widzenia powiedzenie „miałem spółdzielcze mieszkanie” jest z zasady po prostu nadużyciem. „Mieszkanie spółdzielcze”, to nic innego jak spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu, czyli ograniczone prawo rzeczowe. Z formalnego punktu widzenia, właścicielem mieszkania, a w zasadzie całego budynku razem z gruntem na którym stoi, była ciągle spółdzielnia mieszkaniowa (wyjątkiem były grunty oddane w użytkowanie wieczyste- wtedy właścicielem gruntu był skarb państwa). Dopiero wprowadzona w latach 90 roku ustawa dała właścicielom spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu możliwość przekształcenia owego prawa w pełną własność. I wówczas dopiero można powiedzieć, że jest się w posiadaniu mieszkania – lokal jest wówczas oficjalnie wyodrębniany i zakładana jest osobna księga wieczysta (co prawda na spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu można również założyć KW, ale samo jej założenie nie zmienia formy własności). Oczywiście nie wspominając o tym, że na początku lat 90 na wykupienie spółdzielczego lokalu otrzymywało się znów- potężną bonifikatę.
I tak oto wyglądała spółdzielcza droga do mieszkania.